Czy rozwiązanie ma prawo istnieć?

Microsoft Spot, Google Glass, Amazon Fire Phone. Jeśli nigdy nie korzystałeś z tych produktów – nie jesteś wyjątkiem. To przykłady technologii, które się nie przyjęły i kosztowały ich twórców ogromne środki. Oczywiście łatwo krytykować największe firmy technologiczne świata za brak wyczucia w projektowaniu produktów i usług. Prawda jest jednak taka, że mają ku temu kompetencje.

Te nieudane produkty oraz zespoły, które za nimi stały, pokazują jednak powtarzający się problem, z którego warto wyciągać wnioski: brak testowania, zbyt mało czasu na prototypowanie i zbyt mało rzeczywistego wglądu w potrzeby użytkowników. Efekt? Tworzymy produkty i usługi, których nikt nie chce.

Jako konsultant nieraz widziałem, jak ogromna ilość czasu i środków trafia na rozwój cyfrowych rozwiązań, które końcowi użytkownicy uważają za zbędne, nieintuicyjne lub niezrozumiałe. Jedną z przyczyn jest błędne założenie, że „wiemy, czego chce klient”. Problem w tym, że najczęściej nie wiemy. A taka metoda działania to ogromne ryzyko – zarówno pod względem kosztów, jak i czasu.

Lepsze podejście: szybkie testowanie

Zamiast zgadywać, warto tworzyć, testować i eksperymentować – z wczesnym i stałym udziałem użytkowników. To jedyny sposób, by stworzyć produkt, który naprawdę odpowiada ich potrzebom i jednocześnie realizuje cele biznesowe.

Co musimy wiedzieć, by stwierdzić, czy dane rozwiązanie ma „prawo istnieć”? Dopiero po uzyskaniu tej odpowiedzi warto skupiać się na szczegółach. Chodzi o jak najwcześniejsze i najtańsze testowanie, które pozwala podejmować dobre decyzje, ograniczać koszty i tworzyć coś, czego ludzie naprawdę będą chcieli używać.

„Kill ratio” i trudne decyzje

Wielu specjalistów ds. innowacji zna metodologię Osterwaldera i jej założenia. Niewielu jednak rzeczywiście stosuje się do zasady wysokiego „kill ratio” – czyli odrzucania większości pomysłów na wczesnym etapie. Nie dlatego, że nie znają metody, ale dlatego, że trudno jest porzucić produkt, który pokochaliśmy i nad którym spędziliśmy tygodnie czy miesiące pracy.

Zrezygnowanie z takiego podejścia bywa bolesne. Innowacja wymaga czasu, zasobów i zaangażowania – nie da się jej przeprowadzić podczas jednego warsztatu czy sprintu projektowego.

Innowacja to proces – i konieczność

Niektórym może się wydawać, że cały ten wysiłek to strata czasu. W rzeczywistości to niezbędny proces. Uleganie samozadowoleniu w dobrych czasach może okazać się kosztowne – nie przygotowuje nas na nowe zagrożenia, konkurencję czy zmieniające się potrzeby klientów.

Przykłady takich porażek? Kodak, Blockbuster, Myspace. Firmy te boleśnie odczuły skutki braku dobrego procesu innowacji. Ale ich historia to nie dowód na to, że nie da się przeciwdziałać zmianom – wręcz przeciwnie.

Innowacja to ciągłe odnajdywanie się w niepewności i redefiniowanie własnego modelu biznesowego. Praca z hipotezami, testami i walidacją już na wczesnym etapie pozwala działać z większą pewnością i minimalizować ryzyko.

Dlatego pytamy liderów, którzy chcą pracować mądrzej: „Jaki jest wasz kill ratio?”

Wyjdź z biura!

Spójrz w swój kalendarz i zadaj sobie pytanie: ile czasu Twój zespół poświęcił w ostatnim półroczu na spotkania o funkcjach i potrzebach klientów? A ile czasu spędziliście z realnymi użytkownikami waszych produktów?

Dużo się mówi o „orientacji na klienta”, ale rozmowa o potrzebach klientów w sali konferencyjnej to zupełnie co innego niż testowanie prototypów z prawdziwymi użytkownikami.

Rozwój usług cyfrowych to rozwój biznesu. By zmniejszyć ryzyko, trzeba wyjść z sali spotkań i spotkać się z użytkownikami.

Podsumowanie

Dla tych, którzy odnajdują się w tym opisie, mam prosty przekaz:
Wyjdź z biura. Spotkaj się z użytkownikami.
Tylko tak stworzysz naprawdę wartościowe rozwiązania cyfrowe – zgodne z tym, czego ludzie potrzebują.

Bo w końcu: 4 godziny prototypowania i testowania mogą zaoszczędzić 40 godzin spotkań.